„Naga – to ona nie była wcale, miała pończochy i korale”,
taką fraszkę Jana Sztaudyngera na odwrocie swojej winietki znalazł członek zespołu Tango na weselu u Sylwii i Pawła.
Tego dnia pogoda była piękna, więc podróż cabrioletem to rozwiązanie idealne.
Pawłowi w przygotowaniach pomagali: świadek i mama. U Sylwii panował spokój, wszystko toczyło się swoim tempem.
Od początku oboje celebrowali każdą chwilę tego pięknego dnia.
Sylwii najbliżsi nie prędko wpuścili Pana Młodego na podwórko, po długich negocjacjach udało się.
Tym razem podczas błogosławieństwa były i łzy i dużo życzliwych uśmiechów.
Ślub odbył się w Tuczępach, gdzie proboszczem jest ksiądz, który pochodzi z naszej miejscowości.
Mszę ślubną odprawił w sposób niezwykły, pieczołowity. Nieraz też rozśmieszył. Niektórzy, pomimo ważnej roli, usnęli.
U ks. Ryszarda zwyczajem jest, że rodzice błogosławią swoje dzieci w kościele, przed obliczem Boga.
W Restauracji Gniecki zwyczajem już stało się synchroniczne podanie obiadu.
Po obiedzie i pierwszych toastach goście bawili się przy fotobudce. Goście zadbali także o wpisy w księdze gości.
Był czas żarliwych rozmów i dobrej zabawy w tańcu.
A na oczepinach przybierania poz nie było końca. Panowie stawali na głowie, żeby wygrać konkurencję.
Po oczepinach pożegnaliśmy się, umawiając się na plener na Roztoczu.
Znaleźliśmy tam kilka malowniczych miejsc.
0 Comments