Po co mi mąż?   Po co mi żona?

Zastanawiali się Justyna i Paweł na chwilę przed pójściem do ołtarza.

Na szczęście świadkowie naprędce i dosłownie po aktorsku im tę problematykę przedłożyli.

Państwo Młodzi przysięgali sobie nawzajem z pamięci, podpowiadało im serce.

 

Jeszcze w trakcie przygotowań ćwiczyli tę najważniejszą w życiu kwestię.

Także podczas przygotowań panowie kontynuowali uzupełnianie bardzo tajemniczego dziennika.

Podobno są tam również wzmianki o wieczorze kawalerskim.

 

Chłopiec, który przygrywał w domu Panny Młodej robił to w sposób wyjątkowy dla tego wieku.

Jego gra była skromna i majestatyczna.

Takiego właśnie klimatu nabrał ten dom.

Próżno było szukać tam pośpiechu.

 

Kiedy Justyna i Paweł dali się poznać, wyłoniła się ich wspólna niezwykła cecha, którą jest uśmiech.

W ich przypadku odnosi się wrażenie, że uśmiech ten wpisany jest w Ich anatomię, jak ręka czy oko.

Jest nierozłączny z ich osobami.

W zależności od sytuacji zmienia jedynie swój charakter, raz jest figlarny, raz anielski, innym razem rozbrajający,

ale zawsze szeroki i zarażający.

Za takimi pogodnymi duszami zawsze stoją całe zastępy życzliwych osób. Tak było i tu.

 

Ślub odbył się w Kościele Garnizonowym w Hrubieszowie.

Czas życzeń to czas silnie emocjonujący, szczególnie dla tych, którzy nie zdążyli uzupełnić kartki okolicznościowej 😉

 

Wesele odbywało się w Restauracji Gniecki. A tam okazało się, że nie tylko Państwo Młodzi marzyli o tańcu w chmurach

Wesele to było przepełnione dobrą zabawą, to wiele godzin tańców, toastów, smakowania potraw i dobrych rozmów.

A dekoracja tortu symbolizowała coś co Paweł ma od momentu przyjścia na świat, a Justyna od kilku godzin, za to już na zawsze.

 

Zaraz po deserze jeden z gości zawodowo poprowadził zabawę z kapeluszami, w której wzięli udział wszyscy goście.

Z zawodu jest DJ-em. Dlatego tak sprawnie mu poszło.

Świętowanie trwało jeszcze bardzo długo, my jednak pożegnaliśmy się po północy.

 

Po kilku dniach spotkaliśmy się na sesji plenerowej. Tam też nie mogli się powstrzymać i wciąż zarażali pogodnym nastrojem.

Oboje byli naturalni, swobodni.

Czasem zabawni, czasem zmysłowi, idealnie to wyważyliśmy.

 

Drodzy nasi, ślemy Wam uśmiechy!  Mówią, że od przybytku głowa nie boli <3

Ewelina i Łukasz